Stare ale nowe: Niech żyje Postęp poprzez Spowolnienie! – Czyli przedostatnia część mojego pobytu u Guna Yala

Alkohol, muzyka, taniec, nieznane substancje i wejście tylko z zaproszeniem – brzmi jak wiele innych imprezek hipsterów. W tym przypadku było to jednak coś innego.

Podczas ceremonii Innamutikit lud Guna Yala świętuje pierwszą miesiączkę miejscowych dziewcząt. Wszyscy są zaproszeni na imprezę – o ile są pełnoletni i pochodzą z danej wioski. Niestety, spełniałem tylko połowę wymagań. Na szczęście udało i się ubić interes z rodziną dziewcząt (wiem jak zabrzmiało, ale zaraz się wyjaśni): Mogę uczestniczyć w ceremonii i robić zdjęcia, jeżeli zostawię ich kopie na laptopie miejscowego nauczyciela.

Obydwie dziewczyny były bardzo zdenerwowane, ale nic w tym dziwnego: Nie wiedziały co je oczekuje podczas ceremonii, nagle znalazły się w samym środku uwagi całej wyspy, a poza tym wedle tradycji mogłyby zostać wydane za mąż po tej i następnej ceremonii – Innanuga, świętowanej kilka miesięcy później. W praktyce jednak rodziny czekają kilka lat do pełnoletności dziewcząt.

Dziewczyny zostały ubrane w tradycyjne stroje, używane też na co dzień przez kobiety ludu Guna Yala. Dodatkowo zostały pomalowane granatową/ czarną farbą pozyskiwaną z drzewa  Jenipapo (coś jak indyjska „Henna”). Farba zanika po tygodniu i jest też używana jako makijaż.

Czytając te informacje można by dojść do wniosku, że społeczeństwo Guna Yala jest wyłącznie patriarchalne. Wbrew temu, kobiety tego ludu mają silną pozycję wewnątrz miejscowej kultury – wyraża się to między innymi ich pewnością siebie przy kontakcie z obcokrajowcami.

Oficjalnym napojem ceremonii jest Chicha fuerte, robiona z kukurydzy podanej fermentacji. Wcześniej używano śliny kobiet do przyspieszenia procesu, ale teraz na szczęście czeka się po prostu osiem dni. Niech żyje Postęp poprzez Spowolnienie!

Idąc na rękę młodszym uczestnikom ceremonii od czasu do czasu przerywano tradycyjne tańce i śpiewy nieco nowszymi rytmami – Salsą i Cumbią granymi na małym przenośnym radyjku.

 Mężczyźni siedzieli w małych grupach (różniących się kolorami koszulek) i niekiedy „prowokowali” inne grupy tańcem (coś w stylu Dance Battle). Kobiety siedziały po drugiej stronie haty i dopiero późno też zaczęły pić i tańczyć. Dziewczyny stały razem z matkami przy stole ustawionym pod jedną ze ścian i zapraszały uczestników na Chicha Fuerte. Młodzież za to siedziała bliżej wejścia i robiła to samo co ich rówieśnicy na całym świecie – słuchała muzyki i starała się pobić stare rekordy w piciu alkoholu…

Z lekka niepokojące było spotkanie o pierwszej w nocy młodego właściciela łodzi,którą mieliśmy wracać, chwiejącego się jak stara fregata na półwietrze – o piątej nad ranem mieliśmy z nim odpływać. Nie pozostało to bez konsekwencji…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *